Okazało się, że mężczyzna, który na ulicy Bohaterów Monte Cassino w Sopocie rozpędzonym samochodem taranował przechodniów, nie był ani pijany, ani naćpany, tylko nieświadomy tego co robi, na skutek choroby psychicznej. Tak ustalili biegli, którzy go przebadali, podobnie jak policja, która wcześniej badała go na okoliczność nietrzeźwości lub naćpania. To dla tego mężczyzny bardzo korzystna diagnoza, bo - po pierwsze - nie zostanie skazany przez niezawisły sąd za przestępstwo, bo jużci - nullum crimen sine culpa co się wykłada, że nie ma przestępstwa bez winy - zaś nie można przypisać winy temu, który tempore criminis nie był w stanie kierować swoim postępowaniem. Tedy - po drugie - zostanie skierowany na leczenie do jakiegoś wygodnego psychiatryka, skąd - po trzecie - zostanie po cichu wypuszczony, kiedy tylko wygaśnie zainteresowanie jego wyczynem. Nie od rzeczy będzie przy tym dodać, że krążą uporczywe pogłoski, jakoby ów mężczyzna, czyli 32-letni Michał L. był synem sędzi z Wejherowa, i dokazywał podobnie już wcześniej, ale za każdym razem chronił się za murami nieświadomości spowodowanej chorobą psychiczną, od czego być może naprawdę przewróciło mu się w głowie. Jeśli to prawda, to potwierdzałoby to podejrzenia, iż III Rzeczpospolita została przez okupujące ją bezpieczniackie watahy przekształcona w organizację przestępczą o charakterze zbrojnym, zaś organy wymiaru sprawiedliwości oraz policja są najgroźniejszymi ogniwami tej organizacji.

W tej chwili nie o to jednak chodzi, bo właśnie okazało się, ze psychiatrzy przebadali również pana ministra Radosława Sikorskiego. Pretekstem było posiadanie przez pana ministra broni, ale czy taki pretekst, czy jakiś inny - ważne jest, że został przebadany, bo właśnie niezawisły sąd uchylił postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie ewentualnych przestępstw, jakich mogliby dopuścić się urzędnicy państwowi nie będący żołnierzami w związku z przygotowaniem wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 roku w Katyniu. W dodatku niezależna Prokuratura Wojskowa znowu domaga się ekspertyzy, czy na szczątkach samolotu, który rozbił się 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewiernoje w Smoleńsku, nie ma aby śladów materiałów wybuchowych. Widać wyraźnie, że gwałtownie odbudowujące się w naszym nieszczęśliwym kraju Stronnictwo Amerykańsko-Izraelskie zabiera się za uczestników Stronnictwa Ruskiego i Stronnictwa Pruskiego - a nie od rzeczy będzie dodać, że kolaborujący ze znienawidzonym Antonim Macierewiczem prof. Wiesław Binienda właśnie został doradcą prezydenta Obamy. Z tego mogą wyniknąć straszliwie śmierdzące dmuchy, a w tej sytuacji zarówno panu ministrowi Sikorskiemu, jak i i premieru Tusku przydałaby się opinia biegłych psychiatrów, którzy stwierdziliby, że tempore criminis - bo wtedy trzeba by pewnie mówić o tempore criminis - zarówno minister Sikorski, jak i premier Tusk znajdowali się w stanie pomroczności jasnej, albo przynajmniej cierpieli na schizofrenię bezobjawową. Musieliby wtedy spędzić jakiś czas w Tworkach, albo w jakimś innym psychiatryku, ale to zawsze lepiej, niż w więzieniu, zwłaszcza że tam na pewno zostaliby przecwelowani.